Zmarł Stanisław Ogorzały

Całe swoje życie związał z Sandecją Nowy Sącz. Wierny był jej jako wieloletni bramkarz. Z sądeckim klubem wiązały się także jego największe sukcesy trenerskie.
7 Maj / 00:05

Stanisław Ogorzały kojarzy się kibicom z nadaną mu kiedyś przez nich ksywką "Kicia". Otrzymał ją zapewne z racji łagodnego, pełnego optymizmu i życzliwości charakteru. A na boisku nie przeszkadzały mu specjalnie wzrostowe niedostatki. Nie wahał się odważnie wybiegać ze swej bramki, by wyłapywać górne dośrodkowania. Jego największymi atutami były jednak kocia wręcz zwinność, znakomita skoczność i świetny refleks.

Do historii klubu przejdzie jego postawa w obrosłym legendą meczu z 1968 roku Sandecji o Puchar Polski z pierwszoligowym ŁKS Łódź. Ogorzały dokonywał w tym spotkaniu cudów zręczności. Bronił niemal wszystkie uderzenia Sadka czy Suskiego, sławnych wówczas reprezentantów Polski. Skapitulował dopiero przy stania 1:1 po atomowym strzale pierwszego z wymienionych.

Zawodniczą karierę Ogorzały zakończył w roku 1978. Piłkarskie buty zawiesił co prawda na kołku, z Sandecją jednak nie zerwał. Aktywność swą skoncentrował na działalności szkoleniowej. Rozpoczynał - jakże by inaczej - od pracy z najmłodszymi adeptami futbolu. Szkolił najpierw trampkarzy, następnie juniorów. I przyznać trzeba, że osiągane przez jego podopiecznych rezultaty dobrze świadczyły o fachowości "Kici".

- Ogromną satysfakcję dawała mi świadomość, że chłopcy, których uczyłem, jak prawidłowo kopać piłkę, przechodzili kolejne stopnie futbolowego wtajemniczenia, stając się z czasem czołowymi graczami seniorskich drużyn Sandecji - przyznaje Ogorzały.

Sam też wylądował w końcu w "dorosłej" piłce. Jego dokonania w pracy z młodzieżą dostrzegł Ireneusz Adamus. Zaproponował mu asystenturę przy pierwszym zespole. Nie odmówił. A kiedy pod koniec rozgrywek sezonu 2002/2003 tenże Adamus opuścił nagle drużynę, sam, wraz z innym byłym bramkarzem "Kolejarzy" Wiesławem Spieglem, przejął na kilka tygodni pieczę nad trzecioligową ekipą.

- Szczerze mówiąc, to wolałem pracę z młodymi. Seniorzy trochę za bardzo cwaniakowali, ich podejście do futbolu nie było już takie bezinteresowne, jak za moich zawodniczych czasów - zaznacza Ogorzały.

Niemniej, po pomyślnym wypełnieniu swej misji, pozostał na swym asystenckim stołku, przy czym tym razem przyszło mu pomagać w działalności Adamowi Nawałce. Mówi dzisiaj, że wiele skorzystał jako szkoleniowiec z lekcji pobieranych u obecnego selekcjonera kadry narodowej. W następnym sezonie "Kicia" asystował kolejnym trenerom. Rozgrywki rozpoczynał u boku dawnego kolegi z boiska Bronisława Bartkowskiego, kontynuował u swego wychowanka - Marka Góreckiego, zakończył zaś u innego szkoleniowca młodszego pokolenia - Janusza Pawlika.

O Ogorzałym jako asystencie w samych superlatywach wyrażają się jego byli przełożeni. Kończący swą misję w Nowym Sączu Nawałka powiedział nawet: - Żal mi opuszczać tych młodych zawodników, z których wielu może naprawdę sporo w piłce osiągnąć. Ale jestem spokojny. Dopóki w Sandecji pra- cować będą tacy ludzie jak Staszek Ogorzały, napływ piłkarsko uzdolnionej młodzieży do klubu nie będzie zahamowany.


Autor
Fot.
Multimedia